Cesar

piątek, 8 czerwca 2012

Drugi

Dzisiaj dzień minął całkiem przyjemnie. Pani zeszła do mnie rano, by mnie wyczesać, czego zupełnie nie rozumiałem. Bo ja lubię być taki zakudłaczony, brudny, ubłocony. No ale skoro pani mówi, że trzeba, to nie pozostaje mi nic innego jak grzecznie przeczekać aż skonczy. No z tym grzecznie to może tak nie do końca, czasem jakimś szturchnięciem łapy, wierceniem się przypominam jej, że ja wcale nie mam na to ochoty. Kiedy czesanie dobiegnie konca, czuję bijącą od mojej pani dumę i radość, zawsze wtedy powtarza, że jestem pięknym psem.

W międzyczasie pan tato rozebral bramę, aby wymienić ją na nową. Ale fajnie się patrzyło na pracę. To jest to co oprócz spacerów, ciasteczek, mizianek lubię najbardziej. Moje rozmyślania przerwała pani, powiedziała, że idziemy na spacer, bo zaraz będzie padać. Nie lubiłem deszczu, bo wtedy spacery byly krótkie, a potem sam musiałem siedzieć na podwórku. Gdy tylko wróciliśmy, faktycznie rozpadalo się! Deszcz przesiedziałem w garazu, który był otwarty z tytułu zmiany bramy.

Popołudniu wszyscy wyszli na podwórko, aby dokończyc zmianę bramy i cos tam jeszcze porobić. Oczywiście ponownie rozpadało się. Nie wiedząc czemu pani podczas deszczu kazała mi siedzieć w budzie, a nie razem ze wszystkimi w garażu. Niby miałem się czegos nauczyć. Gdy juz przestawało padac pani zaprosiła mnie do garazu, gdzie Mruczek udowodnił swój brak mózgowia, wskakując na drzwi garażowe które otwierają się "do sufitu", poza tym podeptał panu tacie auto, z czego ten nie był zadowolony.

Potem pani wzięła mnie na jeszcze jeden spacer, dala kolację i poszła do domu. Teraz jest moja kolej na wypełnienie swojego obowiązku - muszę strzec podwórza przed intruzami.



Z podhalańskim akcentem pozdrawiam
Cesar

2 komentarze: