Cesar

czwartek, 28 czerwca 2012

No i co? Jakoś tak wyszło, że piszę kolejny post. W sumie nawet nie wiem zbytnio co napisać, bo niewiele się u mnie zmieniło. Remont dalej trwa. Koty ani trochę się nie zmieniły i nie zmądrzały.
Zasady sztywno i jasno określone, tak jak lubię. Chyba to dobrze, że w sumie nic się nie zmienia u mnie, bo ja w sumie to zmian nie lubię.



Pani zaczęła mnie puszczać z linki na spacerach i jest ze mnie bardzo dumna. Ćwiczymy różne komendy, czasem do muzyki, czasem nie. Spacerujemy.





Spacery to to co w sumie lubię najbardziej. Mogę się zsynchronizować z moją przewodniczką, funkcjonujemy wtedy niczym jedność. A jeszcze bardziej lubię, kiedy na spacerze mamy towarzystwo.



Tak jeszcze apropos remontu. Wczoraj w korytarzu strasznie śmierdziało.
Kiedy wychodziliśmy nic zbytnio nie poczułem bo wybiegliśmy. Ale jak już wróciliśmy ze spaceru, to wtedy mocno pociągnąłem nosem. I to był moj błąd, bo zaczęło szczypać, piec, drażnić, aż zacząłem tarzać nosem w trawie. Na całe szczęście po chwili przeszło. Dzisiaj już tak nie śmierdzi. Nie mogę tego zrozumieć, że ludziom takie coś nie przeszkadza?

Z podhalańskim akcentem pozdrawiam Cesar

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Remont dalej trwa, a ja sie przynajmniej nie nudzę, bo mam na co patrzeć.
Dzisiaj był, jak dla mnie, bardzo dziwny dzień. Bo po pierwsze, pani rano wzięła mnie na niedzielny spacer, mimo, że dzisiaj jest poniedziałek. I to było RANO. A rano jest pani w szkole. Więc zupełnie nie wiem o co chodzi.

Poza tym jak juz byliśmy na działkach, choć ja w sumie nie wiem co to znaczy, ale pani mówi tak na takie pola i łąki do biegania, to tam biegałem bez linki! I to już drugi raz od pół roku. Pani się bardzo cieszyła, że nie uciekłem nigdzie za bażantem. Z resztą nie mogłem uciec, bo jak tylko zwęszyłem fajny zapaszek, to  pani zawołała mnie i od razu uciekała, a ja musiałem ją gonić, ponieważ inaczej pani zniknie. Ona ma takie dziwne właściwości znikania, a ja potem muszę ją szukać. Dlatego teraz wolę ją mieć cały czas na oku.

Popołudniu, jak juz przestało padać, to przyszła pani i ćwiczyliśmy znowu te nasze triki. Ale pani ma pomysły. Zapomniałbym o najwazniejszym, miała dla mnie kurczaka! Wszystko chętnie robiłem. Dzisiaj nauczyłem się szczekania na komendę. Pani mówi daj głos, a ja wtedy szczekam. Bardzo mnie pani dzisiaj chwaliła i co chwilkę wykrzykiwała "dobry pies", "świetnie"!

I tak szczerze mówiąc to co raz mniej chce mi sie prowadzić tego bloga, zobaczymy jak tam dalej będzie.


Z podhalańskim akcentem pozdrawiam
Cesar.

środa, 20 czerwca 2012

Dawno nie pisałem, ale było tyle wrażeń, że nie miałem czasu się tutaj odezwać.
A więc tak kilka dni temu wszyscy chodzili i gadali, że będzie remont. Nie miałem pojęcia co to ma znaczyć, ale już po kilku dniach wszystko się okazało.
W poniedziałek rano pani zeszła do mnie i zamknęła mnie w kojcu, byłem zdziwiony, bo nigdy wcześniej tego nie robiła. I wtedy przyszedł taki pan, co zaczął stukać, pukać w korytarzu. Na początku troche na niego poszczekałem, no bo przecież to jakiś obcy, ale potem doszedłem do wniosku, że tak ma widocznie być, skoro pani nic nie mówi na tego obcego. Więc siedziałem cicho. Następnie wzięła mnie pani z kojca i przywiązywała w różne miejsca, tam gdzie był cień. W sumie nie marudziłem za bradzo, bo cały prawie czas była ze mną. Poskomliłem troszeczkę kiedy wychodziła, ale tylko odrobinę. Od wczoraj, jak pani jest na podwórku, to już  nie muszę siedzieć zamknięty, albo uwiązany, tylko pani mnie wypuszcza i mogę chodzić gdzie chce po podwórku, tylko nie mogę przeszkadac temu panu, co tam stuka i puka.
Czuję to, pani jest ze mnie dumna, że tak grzecznie się zachowuję.

Wczoraj pani wzięła mnie na super spacer razem z Gandzią, ale się wybawiłem, a najlepsze jest to, że dzisiaj też ją spotkałem! Pobawiliśmy sie chwilkę na smyczach, szkoda, że nie mogliśmy biegac po łące tak jak wczoraj, ale lepsze to niż nic.

Przed chwilą weszła jakać pani na korytarz, chyba się pomyliła, ja na wszelki wypadek ostro ją oszczekałem, co by na pomysł nie wpadła, żeby mi tu włazić na podwórko.



Z podhalańskim akcentem pozdrawam
C.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Dzisiaj chyba znowu zaczęła się szkoła, bo pańci rano nie było w domu. Nie lubię szkoły, wtedy mam tylko jeden spacer - ten popołudniowy, no chyba, że pani ma wolne.

Wczoraj nic nie pisałem, bo byłem bardzo zmęczony.
Niby tak jak zawsze, poszliśmy na spacer, a tu nagle pani woła "Szukaj Gandzi!"
Gandzia, gdzie, gdzie? Gdzie jest moja najlepsza koleżanka? Przyspieszyłem kroku, rozglądałem się, ale nie zauwazyłem jej. Pomyślałem sobie, że chyba mnie pani wkręca. Ale znowu usłyszałem: "Cesar no gdzie jest Gandzia, szukaj!" I znów przyspieszyłem kroku, zacząłem wytężać wzrok, węszyłem, wciągałem tyle powietrza do nosa ile tylko się dało. I jest! Jest! Jest! Jest moja Gandzia! Padlismy sobie w objęcia. Razem z wlascicielem Gandzi poszliśmy na łąki. Ale była super zabawa! Czasami zwietrzyłem bardzo ciekawy zapach jakiejś dzikiej zwierzyny, a moje łapy zaczęły same iść w tamtym kierunku. Ale z tego stanu wyrwało mnie zawołanie mojej pani. Przybiegłem do niej, a ona bardzo się cieszyła. Lubię, gdy moja pani się cieszy i jest ze mnie dumna. W drodze powrotnej zaszlismy do bardzo ciekawego miejsca - na piaski. Ale była zabawa! Ganiałem razem z Gandzią w górę i w dół oraz w poprzek skarpy! Przy okazji cały się wysmarowałem piaskiem, a wtedy pani się śmiała, że ma rudego podhalana! Potem wróciliśmy do domu, a ja byłem taki zmęczony, że od razu poszedłem spać.



Popołudniu, ponieważ padało, poszlismy razem z pańcią do garażu, gdzie ćwiczyłem i uczyłem się nowych tricków. Pani przyniosła dla mnie kurczaka, dlatego wszystkie komendy wykonywałem 5 razy szybciej niż normalnie! Oczywiście podczas naszych ćwiczeń wpadł Mruczek z wielkim miaukiem i nam przeszkadzał. Powąchałem go a wtedy dał nam spokój. Nie rozumiem zupelnie tego, czego te wredne kociska chcą?
Czułem, że pani była dumna z mojej pracy. Bardzo lubię to uczucie.

Dzisiaj z pańcią poszliśmy na drugą łąkę, gdzie mogłem troszkę pobiegać luzem, a potem ćwiczyliśmy te sztuczki, co poznałem wczoraj.

Z podhalańskim akcentem pozdrawiam wszystkich czytelników naszego bloga!
C.

sobota, 9 czerwca 2012

Dzisiaj pańcia wymyśliła uczenie się nowego triku "akuku" który polega na tym, że mam przednie łapy oparte na ręce, a głowę daję między łapy, bo tam jest Ciasteczko.

Jak ja kocham Ciasteczka !

Potem ćwiczyliśmy obroty i cofanie. Pani mówi, że za rok będziemy występować w szkole. Ale po co tam? Szkoła kojarzy mi się tylko z tym, że pani nie ma w domu. No i z takim budynkiem, co jak mijamy na spacerze, to pani mówi, że to szkoła.

Dzisiaj na pierwszym spacerze przeszliśmy koło szkoły, potem na łakę, tam pani puściła mnie ze smyczy i mogłem sobie spokojnie obwąchać. Lubię jak mnie pani puszcze ze smyczy.
Niespodziewanie pani zabrala mnie do kolegi Bruna, z którym na początku miałem małe spięcia, ale potem moja pani i pani Bruna opanowały sytuację i pokazały nam jak mozemy się bawic, a jak nie. Strasznie lubię Bruna, choć jest on trochę płochliwy i kiedyś musiałem pokazywać mu, że świat nie jest taki straszny. Czasami jeszcze bierze nas moja pani razem na spacer i wytycza nam bradzo wyraźne zasady jak mamy się zachowywać. Bardzo lubię kiedy jest w takim stanie, bije od niej spokoj i pewność siebie, wiem, że nie muszę się niczym denerwować i mogę spokojnie oddać się wspaniałosci spacerowania.

Jak wróciliśmy to całą rodzinka, tak jak lubie najbardziej, siedzieliśmy na podwórku. Nawet Mruczek przyszedł się do mnie przywitać. W sumie koty nie sa takie złe, tylko bawić się nie umieją. No i pomysły mają głupie w tym kocim rozumku, o ile ten rozumek wogóle istenieje.

Po drugim spacerze bylem juz tak zmęczony, że poszedłem spać.

Z podhalańskim akcentem pozdrawiam
Cesar.

piątek, 8 czerwca 2012

Drugi

Dzisiaj dzień minął całkiem przyjemnie. Pani zeszła do mnie rano, by mnie wyczesać, czego zupełnie nie rozumiałem. Bo ja lubię być taki zakudłaczony, brudny, ubłocony. No ale skoro pani mówi, że trzeba, to nie pozostaje mi nic innego jak grzecznie przeczekać aż skonczy. No z tym grzecznie to może tak nie do końca, czasem jakimś szturchnięciem łapy, wierceniem się przypominam jej, że ja wcale nie mam na to ochoty. Kiedy czesanie dobiegnie konca, czuję bijącą od mojej pani dumę i radość, zawsze wtedy powtarza, że jestem pięknym psem.

W międzyczasie pan tato rozebral bramę, aby wymienić ją na nową. Ale fajnie się patrzyło na pracę. To jest to co oprócz spacerów, ciasteczek, mizianek lubię najbardziej. Moje rozmyślania przerwała pani, powiedziała, że idziemy na spacer, bo zaraz będzie padać. Nie lubiłem deszczu, bo wtedy spacery byly krótkie, a potem sam musiałem siedzieć na podwórku. Gdy tylko wróciliśmy, faktycznie rozpadalo się! Deszcz przesiedziałem w garazu, który był otwarty z tytułu zmiany bramy.

Popołudniu wszyscy wyszli na podwórko, aby dokończyc zmianę bramy i cos tam jeszcze porobić. Oczywiście ponownie rozpadało się. Nie wiedząc czemu pani podczas deszczu kazała mi siedzieć w budzie, a nie razem ze wszystkimi w garażu. Niby miałem się czegos nauczyć. Gdy juz przestawało padac pani zaprosiła mnie do garazu, gdzie Mruczek udowodnił swój brak mózgowia, wskakując na drzwi garażowe które otwierają się "do sufitu", poza tym podeptał panu tacie auto, z czego ten nie był zadowolony.

Potem pani wzięła mnie na jeszcze jeden spacer, dala kolację i poszła do domu. Teraz jest moja kolej na wypełnienie swojego obowiązku - muszę strzec podwórza przed intruzami.



Z podhalańskim akcentem pozdrawiam
Cesar

Pierwszy

Mam na imię Cesar. Moja pani mówi, że urodziłem się w Grabowie nad Prosną u bardzo miłego państwa. Wciąż pamiętam zapach mojego rodzeństwa, mamy i taty. Jednak nie tęsknię za nimi. Moja pani mówi, że jestem owczarkiem podhalańskim, cokolwiek to znaczy, to wiem, że jestem dumnym psem, niezależnym tak jak moi pradziadowie. Poprostu to czuję. W sierpniu skończę dwa lata. Mieszkam razem z dwoma kotami, które uważam za niejako bezmózgie, bo ze mną ani bawić się nie chcą, jak chce się z nimi troche pościgać , to uciekaja na ogródek, gdzie ja nie mam wstępu. No i czasami uważają, że to one sa władcami podwórka, wtedy mam im ochote pokazać kto naprawde rządni na podwórku, ale moja pani mi na to nie pozwala.

Jeśli spodoba wam się ten blog, to może coś jeszcze napiszę.

Z podhalański akcentem pozdrawiam
Cesar.